09 lutego, 2017

Dom to nie muzeum - czyli czy blat w kuchni musi być pusty?

Ostatnio na jednej grupie fb przeczytałam posta o mniej więcej takiej treści:
"Pokazujecie takie piękne kuchnie. Większość z Was ma puste blaty. Jak sobie radzicie ze sprzętami typu czajnik, ekspres do kawy czy krajalnica? Gdzie je trzymacie?" 
Zaciekawiona weszłam do mojej kuchni. Rozejrzałam się i zbladłam.Puste blaty? Jak oni to robią? 

U mnie na blacie stoi mikrofalówka, toster, krajalnica, chlebak, czajnik elektryczny , ekspres do kawy i kosz na owoce. Okazjonalnie jeszcze sokowirówka, jednak tą staram się raczej chować. Aha, no i butelka wody. Ze wszystkich tych rzeczy (oprócz mikrofalówki) korzystam codziennie, więc nie wyobrażam sobie, żebym kilka razy dziennie wyciągała i chowała np. krajalnicę. Albo wytaszczała z szafki czy spiżarni ekspres do kawy, żeby kawę sobie strzelić na szybko. Od razu by mi się tej kawy odechciało. 

Więc jak to jest? Czy wszyscy faktycznie mają takie puste blaty a ja jestem taka bałaganiarą? 
Przecież to niemożliwe!
Pewnie, są kuchnie robione na wymiar, gdzie możemy sobie od razu zaplanować, gdzie będzie stał ekspres (i zrobić na niego zamykaną szafkę), mikrofalówkę kupić pod zabudowę i jeszcze tak zorganizować kuchnię, żeby to wszystko było schowane. 
Ale czy jest sens? Czy w kuchni naprawdę musi być sterylnie? Tak jakby zaraz miała przyjść Perfekcyjna Pani Rozenek i białą rękawiczką sprawdzać, czy przypadkiem pod trzecią nóżką ekspresu do kawy nie ma grama kurzu?

Droga mamo, otóż wszem i wobec ogłaszam - NIE MUSI. Nie mówię, że na blacie mają leżeć obierki ziemniaków z porannego gotowania zupy, nóż z wczorajszej kolacji czy talerz z podwieczorku, ale czy ten toster na blacie naprawdę tak bardzo przeszkadza? 

Owszem, zgadzam się z twierdzeniem, że kilka sprzętów na blacie powoduje wrażenie ogólnego rozgardiaszu, ale to jest do licha kuchnia! 
Ja kuchnię mam otwartą, widać ją od razu jak się wejdzie do domu. Od strony stołu jadalnianego osłonięta jest wysoką ladą, ale od strony wejścia już nie. Więc widać te moje sprzęty. Oko w pierwszej kolejności leci na płytę, na której często stoi jakiś garnek lub patelnia, bo akurat przygotowuję coś do obiadu. Obok płyty leży jakaś łyżka, albo łopatka do smażenia, solniczka. I czy w przypadku niespodziewanych gości mam się tego wstydzić? TU SIĘ MIESZKA! I gotuje (przynajmniej u mnie). To nie jest muzeum. 

Oczywiście, po skończonym obiedzie to wszystko znika, naczynia lądują w zmywarce, solniczka wędruje do szuflady z przyprawami. 
Ale zostaje ten toster z tym czajnikiem, krajalnica i chlebak. Korzystam z tego codziennie. Obok domu mam piekarnię, w której kupuję świeżutki, cieplutki chleb. Po to kupiłam krajalnicę, żeby móc sobie ten świeży chleb samodzielnie kroić :D Ile trwałoby zrobienie kanapki, gdybym musiała wyciągać tą krajalnicę z szafki, podłączać, użyć, umyć, wytrzeć, schować. I za dwie godziny od nowa to samo. 
Nie uważam tych sprzętów za bałagan. Ta mikrofalówka faktycznie mogła być do zabudowy, ale w sumie myśleliśmy, że nie będzie nam potrzebna. Zdecydowaliśmy się później. No i sobie stoi. Za zegarek robi:P Bajer, hehe. 

Zakładam, że te puste blaty są tylko w domach, gdzie mieszka jedna lub dwie dorosłe osoby i dzieci nie ma. Albo do zdjęcia ktoś wszystko chowa. Albo zdjęcie pokazane w internecie było zrobione tuż po wprowadzinach, jak połowa sprzętów była jeszcze w kartonach albo na półce w sklepie. 

Nie rozumiem tego pędu za perfekcyjnością, sterylnością w domu. Lubię mieć czysto i ładnie, pozamiatane i poukładane, ale zabawka rzucona na kanapę nie powoduje u mnie zawału i ataku histerii a piżamka nie musi być złożona w równiutką kosteczkę jak w wojsku ( staram się oczywiście w córce wyrobić nawyk sprzątania po sobie, szczególnie drażnią mnie kurtki i czapki rzucone na kanapę - więc musi to wynieść na wieszak). Aż takiej sterylności od domowników nie wymagam. 

Dlatego dziewczyny - wyluzujcie. Nie da się mieć sterylnego porządku w kuchni i całym domu przez 24 godziny na dobę. Jeszcze mając dzieci. Jest rozgardiasz. Jedno chce kanapeczkę, drugie piciu, trzecie zupkę itd. Temu spadnie, tamtemu się wyleje, a wy idąc do kuchni potkniecie się o zabawkę i stłuczecie szklankę,  I tak będzie jeszcze przez co najmniej kilkanaście lat. Ale to jest CODZIENNOŚĆ. Da się z tym żyć. 

Nie zrozumie tylko ten, kto nie ma dzieci. Ktoś, kto większość czasu spędza w pracy, tam je obiad, potem kolacja na mieście i spać do domu. W domu ewentualnie wieczorem winko na dobranoc.
Za to zrozumie każda matka. 


Zamierzam własnie zamówić sobie poniższą naklejkę na ścianę: 




I nigdy więcej nie zamierzam mieć wyrzutów sumienia z powodu ogólnego rozgardiaszu :D 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz