13 lutego, 2017

Czy ja się poświęcam?

Temat dla mnie na czasie. Karmienie piersią. Temat złożony, budzący czasami kontrowersje, jak się okazuje prowadzący nawet czasami przed sąd. Ale dziś nie o tym, czy karmić piersią, gdzie i dlaczego. Dziś o poświęceniu.

Usłyszałam już niejednokrotnie słowa "po co ty się tak poświęcasz?" w kontekście karmienia piersią mojej młodszej córki. I nie o sam fakt karmienia tu chodzi, bynajmniej nie tylko. Młodsza córka ma podejrzenie alergii na białko mleka krowiego i AZS. Zdiagnozowane (wstępnie) w wieku ok. 3 tygodni. 
Konsultacja lekarska i werdykt: "mama, dieta". Zatem wykluczenie z mojej diety mleka i wszystkich jego pochodnych ( plus innych największych alergenów przy okazji).

Od lekarza wyszłam zdruzgotana i wyobrażałam sobie, jak się przewracam zemdlona z dzieckiem na rękach z powodu niedoborów kofeiny w organizmie. 

Bo niby jak ja, osoba mleko-, jogurto- i serożerna mam nagle odstawić połowę tego co lubię? Co ja mam jeść? 
I jak żyć bez porannej ( i popołudniowej) kawy z mlekiem? No jak?

Samo odstawienie serów czy jogurtów nie bolało tak bardzo. Chociaż po pewnym czasie kanapki z samą wędliną ( bo bez masła) wychodziły mi bokiem. 
Bardziej bolało odstawienie słodyczy, bo nie znalazłam ciastek bez żadnych mlecznych dodatków, a sklepu dla wegan nie mam w okolicy.
Ale najgorsze katusze przeżywałam ucząc się na nowo pić kawę. Bez kawy nie dało rady. Organizm reagował bólem głowy i osłabieniem, więc jak miałam fundować dziecku kosmiczną dawkę paracetamolu, to wolałam jednak dostarczyć sobie jakoś kofeiny. 
Kawa bez mleka zawsze była dla mnie nie do wypicia. Musiałam mieć mleko, za to nie mogłam mieć cukru. Gdyby ktoś przez przypadek posłodził mi kawę choćby odrobinę, natychmiast to wyczułam i nie wypiłam. Nie smakowało  mi. 
Tutaj musiałam jakoś przełknąć kawę bez mleka. Oj. bolało. Piłam po jednym łyczku. Byle troszeczkę.  Z czasem zaczęłam troszkę słodzić, bo gorzka była paskudna. Każdego dnia wypijałam pół łyczka więcej. 
I te pytania rodziny: "po co Ty się tak poświęcasz? Daj butle, nie będziesz musiała się tak męczyć". Oj, czasami kusiło ... 
Nie pamiętam ile zeszło, żebym wypiła cały kubek. Nauczyłam się . Z czasem zaczęło mi to nawet smakować. Piję już dwie dziennie. Czyli wszystko po staremu, tyle że bez mleka. 

Zatem czy ja się naprawdę tak poświęcam? Czy całe to karmienie piersią to rzeczywiście takie poświęcenie i wyrzeczenia? 

Chciałam karmić piersią. Chcę karmić. Czasami czytam o problemach wielu kobiet z kamieniem i cieszę się, że u nas obyło się bez większych problemów.
Młode je, czasami chętniej, czasami mniej, ale butelki nie chwyci ( z moim odciągniętym mlekiem, mieszanki nie dajemy).  
Starsza córka alergii żadnych nie miała, a przynajmniej nie w czasie karmienia piersią. Tyle, że ja wtedy, świeżo upieczona mama, słuchałam mitów i też odmawiałam sobie wielu rzeczy "bo dziecko będzie mieć kolkę". Szybko zmądrzałam jednak, i odkryłam, że "smażone nie boli" i jadłam wszystko, na co miałam ochotę.Jednakże, z powodu mojego powrotu do pracy po ok. 7 miesiącach zakończyłyśmy karmienie. 
Teraz mam ten komfort, że po 7 miesiącach do pracy wracać nie muszę. Mogę trochę dłużej cieszyć się karmieniem, to bach! Alergia. I tą radość tłumią trochę nałożone na mnie "mleczne" ograniczenia. 

Nie mogę jeść np. 
- pierogów ruskich, które uwielbiam ( bo ser), 
- pizzy (bo ser)
- czekolady i słodyczy (bo mleko)
- muesli czy innych płatków ( bo co, same, na sucho? A owsianki na wodzie nie lubię). 
- nawet chleba z masłem nie mogę,a do większości margaryn na rynku dodawana jest maślanka lub mleko własnie.

Dopóki nie zostałam zmuszona przez życie do wykluczenia nabiału, to nie zdawałam sobie sprawy w ilu produktach jest mleko! Dopiero po przeczytaniu etykiet większości produktów w naszym lokalnym spożywczaku okazało się, że ja chyba umrę z głodu albo będę wcinać sałatę. 

Ale nic to, twarda matka, da radę. Najgorszy był pierwszy tydzień, potem się okazało, że ja się nawet całkiem dobrze bez tego mleka czuję :) Ponieważ nie byłam w stanie nigdy mleka w 100% odstawić, nie mogłam przetestować, czy mi przypadkiem mleko nie szkodzi. 
A tu nagle, jak ręką odjął skończyły się problemy z wzdętym brzuchem po każdym posiłku ... 

Brakuje mi tylko tych ruskich pierogów ...w Wigilię myślałam, że talerz pogryzę, bo pierogi mówiły "zjedz mnie" ...Nie dałam się złamać :P 

Nie wydaje mi się, żebym się aż tak bardzo poświęcała. Bez tych pierogów naprawdę da się żyć, a życie dosłownie "nabrało nowego smaku", bezmlecznego, hehe :) Zdrowie mojego dziecka jest ważniejsze, niż jakieś tam pierogi. 

Wiem, że daję mojej córce to co najlepsze, karmiąc ją piersią i chce to robić jeszcze jakiś czas ( wbrew obecnym trendom - nie do samoodstawienia, to ja zdecyduję, kiedy tę przygodę zakończymy, jeżeli będzie mi się wydawało, że to już za długo). Uwielbiam patrzeć na nią, jak szuka sobie cycusia, jak go łapie i ciamka jakby ją tydzień głodzili ;) Wiem, że to stan przejściowy, karmienie się zakończy, a ja będę sobie mogła zjeść tyle pierogów, ile dusza zapragnie :) 

A na razie cieszę się tym "naszym" czasem i olewam komentarze o "poświęceniu" :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz