29 marca, 2017

Dajcie dzieciom poczuć wiosnę!

Nadeszła wreszcie długo wyczekiwana (przynajmniej przeze mnie) wiosna. Przypomniała sobie o nas i nawet słońce przyniosła. Dzieciom się aż oczy świecą na widok ładnej pogody, a i rodzice odetchnęli zapewne z ulgą. 
Ale nie do końca, bo pojawiło się odwieczne pytanie, które rodzicom spędza sen z powiek  - jak ubrać dziecko? Czy czapeczka potrzebna? A kurteczka? Już cieniutka czy jeszcze tą cieplejszą zostawić? Jakie buciki? A rękawiczki? 
Pogoda wiadomo - jest kobietą, i to bardzo zmienną, więc rano jest chłodno ( dziś np. było 4 stopnie) , po południu wręcz przeciwnie. Nic więc dziwnego, że rodzice mają dylemat. Sama się często zastanawiam jak ubrać starszą do przedszkola, a i młodszej nie wiem co założyć jak na spacer idziemy, bo ona jednak jeszcze nie biega. 


Wychodzę jednak z założenia, że lepiej mniej, niż więcej. Lepiej, żeby dziecku było ciut za chłodno, niż gdyby miało się przegrzać. 
Drodzy rodzice -postawcie się w sytuacji swoich dzieci. Czy przy 15-tu stopniach na plusie założylibyście rajstopy pod spodnie? Albo rękawiczki i dodatkowy sweter? Raczej nie. Więc i dziecku tego nie róbcie. Weźcie pod uwagę jeszcze, że dziecko zazwyczaj nie idzie spokojnie, a biega, podskakuje, tu kucnie, tam wstanie. Jest w ciągłym ruchu. 

Ostatnio, wybierając córkę z przedszkola, byłam świadkiem takiej oto sytuacji: mama (tak wnioskuję) wybiera córkę. Siedzą kilka ławeczek od nas. Na rajstopki mama zakłada dziewczynce getry ( czy tam cienkie spodenki), na bluzeczkę sweterek, na to kurtkę, czapkę, oczywiście buciki. Sama mama ubrana w cienki wiosenny płaszcz, rajstopy 15 DEN, szpilki. Czapki brak. Więc WTF? 
Ja w tym samym czasie kazałam córce ubrać tylko buty i narzuciłam jej rozpiętą kurtkę. Na dworze było wtedy jakieś 15 - 17 stopni na plusie. 
Tak się złożylo, że wyszłyśmy z przedszkola w tym samym czasie i ku mojemu zdziwieniu ta dziewczynka i jej mama wsiadły do zaparkowanego obok przedszkola samochodu :O Czy naprawdę trzeba było tę dziewczynkę tak opatulić? O ile mama nie włącza w samochodzie klimy na warunki syberyjskie, to w aucie jest przecież ciepło. Nie zawieje. Nie zamiecie. 

Rodzice! Nawet jeśli rano jest zimno, a odwozicie dzieci do przedszkola samochodem, nie musicie im ubierać dodatkowych spodni czy sweterka.Cienką czapkę jeszcze rozumiem, ale grubą, polarową? Nawet jeśli rano już ubierzecie tę dodatkową warstwę, bo należycie do zmarzlaków, to po południu weźcie te dodatkowe spodnie i sweter do ręki i wrzućcie do auta. Nie ubierajcie dziecku tego samego, tylko dlatego, że rano tak przyszło! Dziecko na pewno będzie Wam wdzięczne. 

Oprócz rodziców mamy też kochane babcie w akcji - wtedy dopiero mamy ciekawe obrazki na podwórkach cz placach zabaw. Cały przegląd zimowej garderoby w pełnym słońcu! Kochane babcie - wyluzujcie!

Świeżutki przykład z wczoraj, mało tego mój własny. Wczoraj cieplutko, w słońcu dobre + 20 po południu. Po powrocie z przedszkola dziecko wskoczyło w spodnie ( do przedszkola obowiązkowo rajstopki i spódnica - inaczej nie pójdzie), na cienką bluzeczkę narzuciłam jej jeszcze ocieplacz i do zabawy :) Oczywiście bez czapki. Miałam nawet wyrzuty sumienia z tym ocieplaczem, ale niech tam. Troszkę wiało ;) Młodsza latorośl w wózku, w cienkiej kurteczce i opasce. Dzieci siedziały na podwórku do samego wieczora. Zadowolone jak mało kiedy, Tata odkurzył huśtawkę - piski radości i jednej i drugiej.  Matka foty pocykała, wieczorem wysłała babci, żeby zobaczyła, jakie wnuczki szczęśliwe. 
Odpowiedź babci" No przecież Amela będzie chora, bo za cienko ubrana" ... :O I cały nastrój trafił szlag. 
Fakt, córka ma raczej słabą odporność, ale od ubierania jej kurtki na plus 15 czy 20 stopni ta odporność się nie wzmocni. 
Dzisiaj termometr ( w cieniu) pokazuje mi +20 stopni.  Owszem wieje, ale ciepłej kurtki dziecku ubierać nie będę. 

Także niniejszym apeluję do Rodziców i Babć - nie przesadzajcie z ubieraniem dzieci. Nie ubierajcie ich jak na Syberię. Jak rano zimno - do auta weźcie raczej kocyk, a nie dodatkowe spodnie - żeby Was nie podkusiło po południu tych spodni dziecku założyć. Czapki wymieńcie na cienke, a po południu nie zakładajcie ich wcale. Odkopcie z szaf ocieplacze, bluzy dresowe, wiatrówki a pochowajcie ciepłe kurtki i płaszcze zimowe. 
Nie mówię, żeby dziecko od razu wypuszczać na plac zabaw w krótkim rękawku, ale patrzcie na siebie - jeżeli Wy nie macie czapki - przedszkolak też nie musi. Zmieniliście już kurtkę na wiosenną? Dziecku też zamieńcie i zapomnijcie o dodatkowym sweterku. Dla niemowlaków też już śpiworki niewskazane. Nawet jeśli nie biegają, to mają dodatkową warstwę ubioru, o której nikt nie myśli - wózek.

Tak bardzo czekaliśmy wszyscy na wiosnę - więc DAJCIE DZIECIOM JĄ POCZUĆ!.  

24 marca, 2017

Wydłużyłam sobie dobę!

Tak, udało mi się wydłużyć sobie dobę. Magia? Niestety nie, takich umiejętności jeszcze matka nie nabyła. Organizacja. A raczej jej zmiana. 


Dziwnym sposobem od zawsze brakuje mi dnia. Żebym nie wiem jak się starała, nigdy nie udało mi się wykonać wszystkiego, co sobie zaplanowałam. Wydawało mi się, że za dużo rzeczy planuję - więc planowałam mniej - a i tak zdarzało się nie wykonać wszystkiego. 
Zastanawiałam się dlaczego i już wiem - nie potrafiłam się odpowiednio zorganizować. Dzień uciekał mi przez palce, a ja byłam zmęczona kręcąc się w kółko i myśląc o niewykonanych zadaniach czy planach. Tłumaczyłam to sobie tym, że jest dziecko. Dziecko, które mnie potrzebuje, więc dlatego nie mam czasu, bo ciągłe karmienie, przewijanie, noszenie itp. 
Do tego zakupy - trzeba się ubrać, wybrać, pojechać, zrobić i tak dalej, i tak dalej. 
Wierzcie lub nie, wcześniej codzienne zakupy zajmowały mi to kilka ładnych godzin. Co prawda w nowym miejscu zamieszkania mam sklep pod samym nosem, no ale nie jest to dyskont znanej marki i nie wszystko mogę w nim kupić (np. pieluchy).
Gdy mi czegoś zabrakło albo doczytałam w gazetce sklepowej, że jakiś "koniecznie potrzebny mi produkt" będzie w promocji, to pakowałam dziecko w auto i jechałam do tegoż dyskontu, przy okazji odwiedzając kilka innych sklepów ( no bo jak już jestem to jeszcze zajrzę do drogerii, i jeszcze rajstopki dla córki, i jeszcze to i tamto), jeszcze do mamy na kawę i nakarmić dzidziusia, który w międzyczasie zgłodniał i tak autentycznie mijało mi kilka godzin. Wracałam do domu, i się okazywało, że albo nie mam pomysłu na obiad albo nawet pomysł miałam, ale np. zapomniałam rozmrozić mięso (a tu mąż za dwie godziny z pracy wróci). 
I kończyło się to albo nagłą zmianą planów obiadowych na coś szybkiego, albo wycieczką do sąsiedniego sklepu po to nieszczęsne mięso. Jak już jakimś cudem skończyłam ten obiad, karmiąc w międzyczasie zgłodniałego dziecia to zaraz wracał z pracy mąż i córka z przedszkola - i ani się obejrzeliśmy a dzień się kończył. 
*zdjęcie: Poradnik Zdrowie

Wkurzyłam się. Obgadałam sprawę z mężem i postanowiliśmy dokonać kilku zmian. Przeorganizowałam swój dzień i czasu jakby zaczęło przybywać ... 
Jak? Mianowicie :

- W sobotę planujemy (mniej więcej) obiady na kolejny tydzień wraz z listą brakujących produktów. Dzięki temu też robimy częściej przegląd lodówki i marnujemy mniej jedzenia. 
Wiedząc z góry co ugotować na obiad, pamiętam wieczorem, żeby rozmrozić czy zamarynować to mięso, rano przygotowuję resztę ( gotuję zupę, przygotuję surówkę, obieram ziemniaki). I obiad załatwiony. Potem tylko wystarczy chwila i obiad na stole. 

- Nie jeżdżę już codziennie na zakupy. Raz na dwa tygodnie, czasem nawet rzadziej robimy większe zakupy. Resztę (np. pieczywo) dokupuję w lokalnym sklepie. Jak nawet zorientuję się, że coś mi koniecznie potrzebne, a w sklepie obok nie mogę tego kupić, to mąż podjeżdża po drodze z pracy do sklepu i mi to kupuje.  
*zdjęcie: macroamerica.com

- Robię więcej zakupów internetowych. Apteka to już standard, ale ostatnio odkryłam, że takowe można zrobić w nawet Rossmannie! Wieczorem jak dzieci zasną mogę spokojnie usiąść, wybieram co potrzebuję, płacę i potem tylko chwilę zajmuje mi odebranie zakupów przy tzw. okazji (ostatnio nawet poprosiłam mamę, żeby mi odebrała i przywiozła). Już nie kręcę się między półkami w drogerii. Zakupy robię wtedy, kiedy mi wygodnie. 

- Wyłączyłam prawie wszystkie powiadomienia na FB. Wcześniej telefon plumkał mi co chwilę, odciągając mnie od tego, co akurat robiłam. Teraz zaglądam na Facebooka TYLKO jak mam faktycznie chwilę, żeby to zrobić. Czasami przy karmieniu córki, albo wieczorem, jak mąż ma drugą zmianę a dzieci śpią, tudzież rano, jak się obudzę przed wszystkimi. 

- Nie oglądam TV. I tak nie oglądałam za dużo, ale kilka razy włączyłam sobie telewizję śniadaniową (żeby gadała w tle), i mimo, że niby nie oglądałam, to nagle okazywało się, że już 11 i koniec programu :O Bo co chwilę zachodziłam do salonu - bo to coś gotują, a to mówią coś ciekawego, a to reklama itp. 

- Jeżeli mąż ma drugą zmianę, ja czasami proszę mamę, żeby odebrała starszą córkę z przedszkola i żeby przyjechały do domu autobusem. Córka cieszy się, że wybrała ją babcia i że pojadą autobusem (proszę, jakie marzenia mają dzisiaj dzieci - przejechać się autobusem), a ja w tym czasie mogę się zająć czymś w domu.

Nagle okazuje się, że stosując powyższe "usprawnienia" wydłużyła mi się doba. Wcześniej brakowało mi czasu, żeby zrobić obiad a teraz codziennie jemy dwudaniowy. Nie mogłam się wybrać z dzieckiem na spacer, bo jak wracałam do domu, było za późno na spacerowanie, a teraz jesteśmy na spacerze przynajmniej godzinę dziennie. W domu jest posprzątane, bo zamiast poświęcać czas na dojazdy do miasta, szybko coś zrobię, jak dzidziuś się bawi po śniadaniu. Internet i bloga ogarniam, jak córka dosypia po spacerze. Czasami wtedy też wieszam pranie, jeśli nie zdążyłam wcześniej. 

Oczywiście, czasem wypadnie coś, co zaburza nam ten schemat. Faktycznie zdarzy się, że po prostu muszę coś osobiście załatwić ( np. odebrać przesyłkę z poczty) albo niespodziewanie podjechać do lekarza, bo córka chora. Ale to nie zdarza się codziennie, załatwiam co mam załatwić i wracam do domu, bo nie robię przy okazji miliona niepotrzebnych kursów po mieście. 
Nie jest też tak, że osiadłam na wsi, i nosa poza swój ogródek nie wystawiam. Po prostu uważam, że te codzienne wyprawy na zakupy czy "po coś" zajmowały mi zbyt dużo cennego czasu i je ograniczyłam. 

Muszę przyznać, że mi teraz lepiej. 
Czasu mam więcej. Dla siebie, dla dzieci, dla domu. 
Pieniędzy więcej, bo zakupy z listą ograniczyły nieco bezsensowne wydatki no i na paliwo idzie zdecydowanie mniej kasy.
Zmarnowanego jedzenia mamy mniej, bo planowanie posiłków uwzględnia to, co może zostać  na dzień następny. 
No i zdecydowanie mniej stresu, że czegoś jeszcze nie zrobiłam. 

*pinterest.com

Może i Wy, jeśli podobnie jak ja, żyjecie w niedoczasie, możecie jakoś przemyśleć i przeorganizować swój dzień tak, żeby wydłużyć sobie dobę? 
Może uda się Wam tak gospodarować czasem, żeby wykonać wszystkie zaplanowane zadania (lub przynajmniej większość)? 
Może i Wy tracicie czas na jakieś dojazdy, zakupy czy inne czynności, które da się ograniczyć i zyskać czas na spacer z dzieckiem czy kawkę z przyjaciółką? 

A może już od dawna tak własnie robicie i macie swoje sprawdzone patenty na wydłużenie doby? 

22 marca, 2017

(Nie)edukacyjne bajki ..

Na blogu cisza od ładnych kilkunastu dni. Matka wenę straciła ;) 
A tak na poważnie, to po prostu dużo tematów się zebrało na raz i trzeba było spiąć tyłki, żeby wszystko pozałatwiać. Nawet kalendarzowa wiosna w międzyczasie przyszła, ale chyba zapomniała słońce przynieść ze sobą ;)
Jak matka zaczęła wychodzić na prostą i odhaczać coraz więcej spraw jako "wykonane" to pojawiła się kolejna weekendowa "choroba". Tym razem tylko gardło, niby nic, ale pierwsze w życiu córki ( do tej pory, jak dziecię 5 lat żyje, gardło nie bolało nigdy). 
Ale nic to, trzeba było sobie jakoś radzić. 
Jak sobie radzi matka z przeziębionym pięciolatkiem i ząbkującym ośmiomiesięczniakiem? Zła matka, zapomniałam dodać? Matka, której wyczerpały się już pomysły na kreatywne zabawy, albo po prostu musi na chwilę takową kreatywną zabawę przerwać, żeby młode nakarmić lub dla starszego ugotować obiad ( o matce już nie wspominając, matka żywi się przecież energią słoneczną i zimną kawą, więc jeść nie musi ;) ) 
Ano, zła matka bajkę puszcza :) 
W TV, na DVD czy innym urządzeniu, które może odtworzyć bajkę. 
A jaką bajkę? 
Chciałabym, żeby moje dziecko nie oglądało TV bezmyślnie, żeby wszystkie bajki, które ogląda, były edukacyjne i niosły jakieś przesłanie czy naukę.  Albo przynajmniej nie polegały tylko na tym, że "zabili go i uciekł".
Niestety, teraz TV i internet zasypuje nas bajkami własnie z tego cyklu. 
Na programach wszelkiej maści pojawia się lawina bajek, z których ciężko wybrać coś ciekawego i mądrego. My programów w TV mamy mało, więc bajki mamy tylko na dwóch kanałach i to nie przez cały dzień. 
Kiedyś, przypadkiem, własnie w czasie choroby, trafiłyśmy na cykl "starych" bajek. Córka już je kiedyś widziała, ale pierwszy raz w takim dłuższym ciągu. A były to: Reksio, Krecik, Miś Uszatek, Bolek i Lolek, Przygody Baltazara Gąbki i Było sobie życie.  Po dwa czy trzy odcinki każdej. Córka siedziała jak zaczarowana. Nie miałam serca jej wyłączyć, mimo że normalnie oglądamy TV względnie krótko. 
Zaczęłam się zastanawiać co jest w tych starych bajkach, czego nie ma w nowych? Nowe są przecież bardziej zaawansowane graficznie, bardziej kolorowe, piękne. I córka też ogląda, ma swoje ulubione ( to u babci, na dziecięcych kanałach). Ale tu siedziała prawie że z otwartą buzią i oglądała - jakby nie było - bajki mojego dzieciństwa. Bajki bez efektów specjalnych, proste w formie. W sumie jakby się tak zastanowić to wcale nie edukacyjne ( poza "Było sobie życie - które, ku mojej uciesze - bardzo się córce spodobało). 
Chyba chodziło o to, że tych starych bajek jest już mało, wszystkie własnie są takie kolorowe, szybkie, tu coś piszczy, tam coś strzela, gra, itp. Te stare jakby spokojniejsze. Naprawdę siedziało to moje dziecko jak zaczarowane. 
Tym sposobem zła matka chcąc na chwilę zająć dziecia i coś w tym czasie zrobić pożytecznego przy okazji sama się zajęła i przeniosła w czasy swojego dzieciństwa. 
A jakie bajki oglądają Wasze dzieci? 

07 marca, 2017

Jest taki dzień ....

Każdego roku jest przynajmniej jeden taki dzień, w którym każda kobieta chciałaby się poczuć wyjątkowo. 
Niektóre Panie mają to szczęście, że takich dni w roku mają kilka, mogą sobie wybrać ten dla nich najważniejszy, lub ( to te największe szczęściary) czuć się wyjątkowo we wszystkie wybrane dni :) 
Jutro jest właśnie jeden z takich - ważnych dla nas dni - Dzień Kobiet. 


* zdjęcie: flowersjp.webnode.sk

Niektórym to święto kojarzy się z przeszłością. Jeszcze inni bojkotują je, bo "codziennie może być dzień kobiet".Kwiaciarnie szykują się na szturm klientów. 
Internet aż krzyczy od haseł : Wymarzony prezent na dzień kobiet! Co dołączyć do kwiatka? -I tu następuje lista gadżetów, które kobietę mają ucieszyć - a to nowy smartfon, a to najmodniejsza torebka, zegarek czy inna biżuteria, eleganckie kieliszki, bielizna itp. Hm, idziemy z duchem czasu. Kiedyś były to nieśmiertelne goździki, kawa i rajstopy, ale ... 

....naprawdę?? Naprawdę te prezenty sprawiają taką radość? Owszem, miło jest dostać prezent (pod warunkiem, że jest trafiony), ale czy to jest warunek konieczny, żeby ten dzień był udany ? 

Zdecydowanie bardziej wolałabym, żeby reklamy krzyczały: 
Zrób partnerce śniadanie do łóżka! Przygotuj / zamów jej ulubione danie! Ogarnij dzieci wieczorem, żeby mogła odpocząć! Weź urlop i spędź z nią ten dzień!
Pewnie, że są Panowie, którzy i bez reklam na to wpadną, i uczynią Dzień Kobiet wyjątkowym dla swoich Dam, ale ilu jest takich, którzy uważają, że kwiatek i prezent załatwi resztę? Żona ugotuje obiad, wyprawi dzieci do szkoły, sama pojedzie do pracy albo (jeśli nie pracuje) posprząta i zrobi pranie a oni po pracy wpadną z kwiatkiem i prezentem - i już, hyc, załatwione. "Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet Kochanie! Co na obiad?" 
Mam nadzieję, że jutro  żadna z Was tego nie usłyszy. 
Mam nadzieję, że jutro każda z Was poczuje się wyjątkowo choć przez chwilę - idealnie byłoby gdyby cały dzień był ekstremalnie wyjątkowy, ale jestem realistką ;) 
Jeżeli możecie i lubicie, zróbcie sobie ciepłą kąpiel z pianą i odpłyńcie na chwilę. 
Albo poczytajcie w ciszy i spokoju książkę, choćby to miało być w bibliotece. 
Załóżcie słuchawki na uszy i posłuchajcie ulubionej muzyki.
Idźcie na manicure czy masaż do kosmetyczki, lub zróbcie manicure same (o masaż poproście Waszą drugą połówkę, jak już dzieci zasną) . 
Zamówcie pizzę na obiad, dzieciaki się ucieszą a mąż jeden dzień przeżyje bez dwudaniowej uczty. 
A jak już kompletnie nic z powyższej listy nie uda się Wam zrealizować (z różnych względów) to chociaż zjedzcie kawałek ulubionej czekolady bez żadnych wyrzutów sumienia! 

*zdjęcie: baron.pl


Zróbcie cokolwiek, co sprawi, że poczujecie się wyjątkowo i kobieco w ten jedyny w roku dzień :) 

Jednocześnie życzę Wam ( i sobie), żeby każdego dnia udało się nam znaleźć taką wyjątkową chwilę tylko dla siebie i świat będzie piękniejszy :) 


01 marca, 2017

Ile ja jeszcze pociągnę?

Siedzę własnie z kawą po kolejnej, słabo przespanej nocy. 
Katar w połączeniu z ząbkowaniem u siedmiomiesięcznego niemowlęcia to mieszanka naprawdę wybuchowa. Pewnie tego nie pamiętacie, chyba, że przy okazji bolesnego wyrastania "ósemek" mieliście akurat katar.  To wiecie, jak się wtedy mały człowiek czuje. 
Tyle, że mały człowiek ma na to jeden sposób - cyc. Po przytuleniu do cyca, przechodzą wszelkie bóle, więc cyc musi być w pogotowiu przez całą noc. Tak mniej więcej co godzinę, na godzinę :D Oczywiście mały człowiek ma bardzo wyczulony radar, i uważnie pilnuje, czy właścicielka cyca nie zbliża się do łóżka 
i nie próbuje ułożyć w pozycji horyzontalnej. Wtedy natychmiast włącza się ALARM. I już cyc wraca na posterunek. 
Mały człowiek zasypia dopiero wtedy, kiedy robi się jasno i czuwanie przejmuje większy człowiek (5-cio letni). Ten już cyca nie potrzebuje, za to potrzebuje miliona innych rzeczy, do których niezbędna wręcz jest mama. 
Koniecznie przytulić, dać syropek, i teraz zaraz natychmiast naprawić domek dla lalek ułożony z poduszek, który w nocy jakimś tajemniczym sposobem uległ destrukcji ... 
No i jest jeszcze pieseł ... mały kudłaty stwór, który zawsze chce wyjść na spacerek akurat wtedy, kiedy w użyciu jest cyc, bo inaczej to by było zbyt prosto. A jak już go wyprowadzę, to akurat gość nie ma ochoty na szybki sik, tylko woli pozwiedzać okolice i poniuchać, kto się tam zapuszcza na jego prywatny teren .... 

Zastanawiam się ile ja tak jeszcze pociągnę przy takim chronicznym niewyspaniu? 

Przeczytałam ostatnio, że " Trudności z koncentracją, rozdrażnienie, niezdarność – to dobrze znane efekty zarwanej jednej lub kilku nocy. Receptą na powrót do formy jest zwykle porządne wyspanie się. [...] Jeśli jednak problemy ze snem trwają jakiś czas i nasz organizm nie wypoczywa dłużej niż sześć godzin na dobę, może mieć to fatalne skutki dla zdrowia. Chroniczne niewyspanie może nawet zmienić geny, co grozi poważnymi chorobami" *

Hm, myślę, że kobiety mają jakiś tajemny, nieodkryty gen czy inną instalację, która pozwala im przetrwać takie okresy braku snu, bo inaczej sami faceci chodziliby po tym świecie ;) Aczkolwiek przydałby się jeszcze gen likwidujący worki pod oczami, bo zaczynam wyglądać jak miś panda - i to nie od rozmazanego makijażu ;) 

W tym punkcie posta jestem już po drugiej kawie, trzech pudełkach puzzli, dwóch karmieniach, dwóch "spacerkach" ( z psem, nie z dziećmi) i trzech bajkach ( Było sobie życie, Krecik i Reksio). 
Akurat młodsza latorośl zasnęła po karmieniu. Znowu w nie tym momencie co trzeba, bo miałam w planie wycieczkę do sklepu po ziemniaki do obiadu ( nie sprawdziłam wczoraj, i okazuje się, ze mam tylko dwa ziemniaki - troszkę jednak mało dla czteroosobowej rodziny ) ... 

Zatem kończę posta i chociaż surówkę zrobię, po ziemniaki pójdziemy później. Dzidziuś zapewne długo nie pośpi :D 



*cytat z portalu wp.pl

* zdjęcie: Thinkstockphotos