24 kwietnia, 2017

Matka wraca ...do blogowania!

Ostatnio  było mnie mało. Nie tylko na blogu, ale w ogóle w sieci.
Planowałam zapodać Wam pomysł na śniadanie wielkanocne inne niż żurek, i kilka jeszcze innych postów chodziło mi po głowie.
Ale niestety, przedświąteczne przygotowania i choroby obu córek skutecznie zmieniły wszystkie moje plany.
Przy dziewięciomiesięcznym dziecku z zapaleniem oskrzeli, katarem i gorączką naprawdę niewiele więcej da się zrobić. Na szczęście moja pięciolatka jest już tak zaprawiona w chorowaniu, że wystarczy włączyć jej bajkę i nic więcej jej do szczęścia nie potrzeba.
Ale nic to, powoli chyba wychodzimy na prostą.
Pomysł na śniadanie wielkanocne zapodam Wam przy okazji, a ta zaplanowana reszta tez się pojawi. W końcu.
Ale żeby z przytupem zakończyć ten kiepski okres matka zarejestrowała się na blogowe wydarzenie roku ;) Kielecki Blogotok. Rejestrowałam się bez większych nadziei, że się  załapię, w końcu jako raczkujący bloger niewiele jeszcze wiem. Ale niespodzianka - dostałam maila, że mnie zapraszają ;D
Akurat wtedy córki były chore, więc w pierwszej chwili pomyślałam "Oho, już jadę". Ale mąż podniósł mnie na duchu, powiedział, że wspomoże, i że mam potwierdzić udział w wydarzeniu :)


I tak oto nadszedł TEN dzień.
Sobota, 22 kwietnia 2017. Udało się  dojechać na czas, przed wejściem na Targi Kielce nakarmić młodzież, i matka zwiała zostawiając tatusia na placu boju z dwiema latoroślami :D Hehe :D


Nie wiedziałam, czego się na blogotoku spodziewać, ale znalezione w internecie informacje o wcześniejszych edycjach imprezy pozwalały mieć nadzieję na fajnie spędzony czas.
Nie zawiodłam się.


Jestę blogerę czyli warsztaty ...
Hasłem przewodnim tegorocznej edycji był warsztat blogera.
Prezentacje przygotowane przez prelegentów miały na celu pokazanie, "z czym to się je" i o jak wielu rzeczach trzeba pamiętać blogując.

Na pierwszy ogień wyszedł Łukasz z bloga Ale Meksyk!  z prezentacją "Kulinaria-technikalia czyli jak karmić boty?". Pokazał i wytłumaczył od strony technicznej z czym blogowanie się wiąże, jak szlifować blogerski warsztat, jakich narzędzi używać.

Mówił bardzo ciekawie, a ja w czasie tej prezentacji uświadomiłam sobie, że ja jeszcze nic o blogowaniu nie wiem. Pisanie tekstów to jedno, ale "warsztat techniczny" jeszcze przede mną.

Druga prezentacja należała do Marysi Góreckiej z bloga Mamy Gadżety. Marysia też na swoim przykładzie pokazała ewolucję warsztatu blogera. Mówiła o tym jak ważne jest połączenie warsztatu pisarskiego, technicznego, graficznego oraz social media. Tylko to połączone w jedność pozwala na odniesienie sukcesu w blogerskiej sferze.
Mówiła też o tym, jak poszczególne umiejętności doskonalić lub gdzie szukać pomocnej dłoni ( np. współpraca z fotografem lub korektorem tekstu).
Ta prezentacja też uświadomiła mi, że jestem na samy m początku blogerskiej przygody i jak wiele jeszcze muszę się nauczyć.


Po przerwie, w czasie której uczestnicy mogli spróbować lokalnych pyszności oraz ciast przyniesionych przez samych uczestników spotkania swoją prelekcję wygłosił Mikołaj Winkiel z Brand24. Przedstawił on narzędzia do monitoringu internetowego oraz korzyści jakie taki monitoring ze sobą niesie :)


Po tej prezentacji mój udział w konferencji niestety się zakończył :( Młodzież domagała się już mamy i mleka. W zasadzie po nakarmieniu córki mogłabym wrócić na dalszą część imprezy, bo czekało nas jeszcze kilka ciekawych prezentacji oraz warsztaty ale widziałam już, że dziewczyny są zmęczone (wstały w końcu wcześnie rano - z Mielca do Kielc jest ok 120 km,  a impreza rozpoczynała się o 10:00), więc pojechaliśmy do domu.

Bloger fajnym ludziem jest ;)  
Mimo, że byłam tak krótko, udało  mi się spotkać ciekawych ludzi.
Poznałam osobiście Monikę z konfabula.pl ( znałyśmy się już wcześniej z internetowych pogaduszek na jednym z forów). 


Poznałam też Kasię z poradymamykasi.pl, Wojtka z bielecki.es , Kingę z poprostumama.pl, Małgosię z babayagapatrzy.pl :)
Świetni ludzie, świetny czas - sami zobaczcie:

* zdjęcie: Patryk Ptak


No i oczywiście fantastycznych organizatorów, bez których to wydarzenie nie doszłoby do skutku:) Dziękuję Wam za fantastyczną pracę włożoną w organizację wydarzenia! A we włosach Ani Kalety po prostu się zakochałam :)


Jeszcze raz dziękuję za wspólnie spędzony czas. Mam nadzieję, do zobaczenia za rok :)

01 kwietnia, 2017

O karmieniu piersią bez ściemy ..

Temat karmienia piersią poruszany jest w całym internecie, jak przeglądarki długie i szerokie. Każdy ma na jego temat swoje zdanie. Prawie każdy uważa, że się na tym zna, a już na pewno ma na ten temat różne ciekawe teorie -od psychologicznych, przez medyczne po paramedyczne. Na FB tworzą się grupy skupiające matki karmiące i niekarmiące, będące za i przeciw karmieniu. Ja (choć karmię piersią już drugą córkę) staram się nie stawać po żadnej ze stron.

Uważam,  karmienie nie zawsze jest tak cudowne jak pokazują w telewizji. Ma wiele aspektów, o których głośno się nie mówi - bo nie wypada. Przecież to naturalne i najlepsze dla dziecka, więc jak można to krytykować? 

Boli.
Karmienie piersią boli. Przynajmniej na początku. Nie znam mamy, która nie doświadczyłaby na początku karmienia bólu poranionych sutków. Nie każda o tym mówi, bo to nie jest temat "na kawkę". A niektórym wręcz wydaje się, że jeśli powiedzą, że boli to ktoś pomyśli, że się skarżą, a przecież nie mają prawa! W końcu to najlepsze, co mogą dać dziecku. Samo urodzenie dziecka też jest "najlepszym darem" dla niego, a przecież boli, prawda? 
Nawał pokarmowy to nic przyjemnego.
Nawał pokarmowy opisuje się jako moment, kiedy pokarmu robi się bardzo dużo, ale wystarczy przystawić dziecko, raz dwa i po sprawie. No nie zawsze niestety.
Ze starszą córką nie miałam takiego problemu. Jadła dużo, jadła chętnie, po przystawieniu ładnie opróżniała to jedną, to drugą pierś. Nawał znałam tylko z opowiadań. Z drugą córką było już inaczej. 
Urodziła się malutka, jadła jak ptaszek - często, ale mało. Bo ssanie bardzo ją męczyło. A raz pobudzone cyce chciały produkować więcej, i więcej ... Kilka dni po powrocie ze szpitala wspominam koszmarnie. Nie mogłam chodzić, leżeć,  nawet prysznic sprawiał mi makabryczny ból. Przystawiałam ile mogłam, al dzidziuś nie ściągał tyle ile bym chciała. Na szczęście po kilku dniach się rozeszło. Obeszło się bez tłuczonych liści kapusty i zapalenia piersi, bo pewnie bym już nie karmiła. 
Leci. Ciągle.
Budzisz się rano - koszula mokra. Budzisz się w nocy  - mokra. Wchodzisz pod prysznic i… dalej cieknie. Wkładki laktacyjne pomagają, ale na chwilę. Wszystkie spojrzenia w Towim kierunku traktujesz jak sygnał "O Boże, mam plamę na bluzce!". 
Laktator jednak się przyda.
Przy starszej córce nie potrzebowałam laktatora. Zjadła, najadła się i spała co najmniej dwie godziny. Na spacerze nawet dłużej. Mogłam iść spokojnie do sklepu, fryzjera czy kawę z koleżanką. Wiedziałam, ile mam czasu. Przy młodszej nie było szans. Już po 15-tu minutach od ostatniego karmienia potrafiła domagać się cyca. Kupiłam więc laktator, żeby chociaż do lekarza móc wyjść.
Niestety, laktator ma to do siebie, że żeby nie wiem jaki był mocny - nie uciągnie tyle co dzidziuś. Wiedząc, że muszę następnego dnia gdzieś wyjść - mleko ściągałam w czasie nocnego karmienia, żeby uciągnąć go więcej. Do trzeciego miesiąca mniej więcej był to dla mnie jakiś ratunek.  Potem dzidziuś zrobił strajk - i butelki nie chwycił. Nie i już. Musiał być cyc. Tak często jak wcześniej. Moje wyjścia się skończyły. 
Nie wiadomo ile zjadło dziecko.
W szpitalu, po urodzeniu starszej córki dostałam informację " Jeśli dziecko zje i śpi co najmniej dwie godziny, to znaczy, że się najadło". I tego się trzymałam. U starszej działało. U młodszej nie. Wychodziło mi, że pokarmu jest za mało, bo jadła ciągle. Do tego miała nie największą wagę urodzeniową, więc dochodził stres - czy ona się najada? Czy płacze bo jest głodna czy coś ją boli? Czy dobrze przybiera? Czy nie trzeba dokramiać? 
Karmienie piersią przetestuje Twoją silną wolę. 
W przypadku podejrzenia alergii u dziecka karmionego piersią dla większości lekarzy rozwiązanie jest jedno - "Mama, dieta!". Dieta eliminacyjna. Zazwyczaj należy w pierwszej kolejności wykluczyć produkty mleczne, w dalszej pozostałe alergeny typu gluten, orzechy, jajka, cytrusy. Itp. Dla osoby, która wcześniej nie wyobrażała sobie życia bez mleka czy chleba to są naprawdę katusze. Ale da się. 

Nie wszędzie da się karmić (tzn. da się, ale niekoniecznie będziesz chciała).
Ostatni ona topie są kampanie promujące karmienie piersią w miejscach publicznych.  Jednak nie każde miejsce jest wystarczająco komfortowe dla matki, nawet jeśli twierdzi, że ma spojrzenia innych gdzieś. Raz karmiłam na ławce pod Urzędem Miasta i raz w Galerii Handlowej ( nie znalazłam pokoju dla matki z dzieckiem, chociaż wiem, że tam był). Jakoś nie było mi wcale przyjemnie, czułam się tam nie na miejscu. Karmiłam, bo musiałam. Wolałam swój dyskomfort niż płacz głodnego dziecka. Ale zawsze staram się robić tak, żeby w miejscach publicznych karmienia uniknąć (dlatego kilka razy karmiłam w samochodzie). 
Musisz nauczyć się tego sama. 
Owszem są położne i doradcy laktacyjni, ale nawet oni czasami nie są w stanie pomóc. Zresztą nie spędzają z Tobą i dzieckiem 24h na dobę, i w końcu jednak musisz poradzić sobie sama. Albo dobrze przystawisz i dzidziuś załapie, albo źle i będziecie męczyć się oboje. 
Jesteś z tym sama.
Mąż, partner, narzeczony choćby był najwspanialszym mężczyzną na tej ziemi, pomagał i wspierał Cię we wszystkim, to w tej jednej rzeczy Ci nie pomoże. Nie zastąpi CI w karmieniu piersią. Nawet jeśli będzie wstawał z Tobą po kilka razy w nocy, żeby dotrzymać Ci towarzystwa, to nie sprawi, że będziesz bardziej wyspana, że będziesz mogła sobie opuścić choćby jedno karmienie. Jesteś z tym kompletnie sama. 


Będziesz uwięziona. 
I możecie mówić co chcecie. Są Panie, które uparcie twierdzą, że nie czują się uwięzione, że to ich świadomy wybór; że tworzą jedyną w swoim rodzaju więź z dzieckiem, której nic nie zastąpi, itp. OK. To wszystko prawda. Ale skoro nikt, absolutnie nikt nie może matki w karmieniu piersią zastąpić, to to jednak jest rodzaj uwięzi. Może i przyjemny ( choć nie dla wszystkich), może i wyjątkowy, ale jednak rodzaj uwięzi. Mówcie co chcecie. 

Musisz wykazywać się asertywnością. 

Mnóstwo jest życzliwych cioć "dobra rada", które wszystko wiedzą o karmieniu najlepiej. 
- "Karmisz? Super! To najlepsze dla dziecka". 
- "Mówisz, że nie masz pokarmu? Nie prawda, pokarm jest w głowie, źle się nastawiasz." 
- "Tak długo już karmisz? Czy to nie za długo? Będzie problem z odstawieniem"
- "Już chcesz odstawić? Nie będzie mieć odporności".
- "Nie dawaj smoczka, bo będzie źle ssać pierś"
- "Daj smoczek, uspokoi się trochę" 
Szlag człowieka może trafić. Nie wiadomo co odpowiedzieć, a broń Boże się poskarżyć. 
Obie córki karmiłam piersią. Starszą niecałe 7 miesięcy, ale za to bez problemów. 
Młodszą karmię do chwili obecnej ( już prawie 9), ale z przygodami i stresem od samego początku.  I kolejny raz również podjęłabym decyzję o karmieniu piersią i inne mamy też do tego zachęcam.
Mimo to, uważam, że należy uszanować decyzję tych mam, które z karmienia zrezygnowały. Nie należy piętnować tych, którym się nie udało, i mimo walki - musiały przejść na sztuczne mleko. Najwyższa pora uświadomić kobietom, że mimo, iż karmienie mlekiem matki jest najlepsze dla dziecka, to mleko modyfikowane nie jest takie złe i absolutnie nie powinny mieć wyrzutów sumienia, że nie karmią piersią swoich dzieci. Tylko te mamy wiedzą, co przeszły i ile ich to kosztowało. Niektóre zaczęły się w pełni cieszyć macierzyństwem dopiero, kiedy przeszły na tę nieszczęsną butelkę. 

Karmienie piersią nie jest takie super jak się wszystkim wydaje. Często jest okupione łzami i stresem zarówno matki, jak i dziecka. Na pewno nie jest łatwe i najwyższa pora zacząć o tym głośno mówić.